7.11.2016

Cel - zaliczyć CamGirl.

Czym różnią się dziewczyny na kamerkach, od tych, które mijają Cię codziennie w marketach, biurach, urzędach? W gruncie rzeczy, niczym. Szare myszki, blachary, damy nie różnią się w gruncie rzeczy od tych, które oglądasz

wchodząc na wybraną transmisję. Zastanawia mnie zatem, skąd ta presja, żeby spotkać się realnie z Camgirl?
Pewnego razu, podczas dłuższych pogawędek na czacie, padło stwierdzenie, że skoro bawię się na tym portalu, to muszę być wyzwoloną kobietą, tak jakby był to wyznacznik mojej wolności osobistej. Występy przed kamerą, rozmowy o zabarwieniu erotycznym, żarty z podtekstem... to wszytko nie sprawi nagle, że sex ze mną będzie wyuzdany, a ja stanę się sex maszyną. Nie. Wyobrażają sobie, że chodzę z wibratorem w torebce, i Ohmibod'em w majtkach... nie, majtek pewnie nie noszę. A może cały swój dzień podporządkowuję pieprzeniu. Nikt nie zniósłby takiego ciśnienia, nikt zdrowy, trzeźwy, albo z własnej woli.
Przecież jedynie przez ułamek dnia sprzedaję siebie, ciało, czas i wolę. Reszta jest zwyczajna, w czapce, trampkach biegnę do sklepu po mleko, żeby napić się kawy siedząc w bluzie przed tv lub z książką w ręku.
To co mnie różni, to inne spojrzenie na kilka tematów :) "Striptiz" odbieram inaczej niż wtedy, gdy po raz pierwszy oglądałam... i nagość mniej mnie gorszy.

Więc co daje, zaliczenie Camgirl? Plus 20 do prestiżu, pochwalić się można podbojem przed innymi "kolegami", czy może doprowadzić do zazdrości Innego faceta, w końcu kogoś doprowadzam do orgazmu. Jeśli trzymać się argumentacji mężczyzn, byłoby to podobno spełnienie marzeń.
Widocznie coś jest w tym istotnego, bo propozycji spotkania otrzymuję bardzo dużo. Niestety bywa, że mężczyźni, których poznałam bliżej, stawiają, to poniekąd jako warunek dalszej znajomości, nie pozostawiają mi tym samym wyboru - żegnamy się.
Może lepiej nie inwestować swojego cennego czasu w znajomość od której oczekuje się czegoś czego się nie dostanie. Wiedzą o tym doskonale. Dla mnie, kolejna, identyczna w schemacie relacja sprawia tylko tyle, że skutecznie czuję się zniechęcona do poznawania bliżej kogoś, z kim potencjalnie mogłabym świetnie spędzić nadwyżkę czasu dnia codziennego, i nie tylko to.





P.S.
Tak :) Z Tobą bym poszła na kawę, wiesz przecież.

2 komentarze:

  1. no tak, tylko do kogo było to o tej kawie? :) no bo nie o mnie :) Ale ja i tak nie jestem zazdrosny :) no bo jak nikt mógłby być zazdrosny? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Czym różnią się dziewczyny na kamerkach, od tych, które mijają Cię codziennie w marketach, biurach, urzędach?"
    Różnią się tym, że znacznie prościej jest je przekonać (najczęściej żetonami, ale nie tylko) do rozebrania się, do poświntuszenia, do przyjemnie pobudzającej rozmowy z podtekstami. Nie wyobrażam sobie podejść do obcej laski w markecie, biurze, urzędzie i ot, tak sobie zacząć z nią rozmawiać w taki sposób czy poprosić o boob-flasha. Kamerki internetowe skracają dystans od pierwszego "spotkania" do nawiązania intymnej (w mniejszym lub większym stopniu) relacji.

    "Zastanawia mnie zatem, skąd ta presja, żeby spotkać się realnie z Camgirl? (...) Więc co daje, zaliczenie Camgirl? (...) Widocznie coś jest w tym istotnego, bo propozycji spotkania otrzymuję bardzo dużo."
    Czy aby na pewno coś istotnego? Może to nie żadna presja, tylko nasze proste, samcze instynkty? Może "zaliczenie" nie jest drogą do jakiegoś wyższego celu, jak np. prestiż, o którym piszesz, ale jest celem samym w sobie? Pewnie działa tu mechanizm, o którym piszesz, że skoro dziewczyna robi pokazy, to musi być otwarta seksualnie/zboczona/jakkolwiek to nazwać. A to przekonanie z kolei każe nam przypuszczać, że w razie realnego spotkania łatwiej da się poderwać i zaliczyć. Tak więc nie szukałbym w propozycjach spotkania jakiś głębszych celów, przynajmniej ja tak to widzę.
    Chociaż z drugiej strony wiele może też zależeć od tego, co konkretnie dana dziewczyna robi na kamerkach - na ile jej transmisje są najzwyklejszą erotyczną grą z widzem, a na ile pokazuje swoją prawdziwą twarz i naturę, zachowując się w pełni "normalnie". Mam na myśli to, że niektóre "modelki" po dłuższym, lepszym poznaniu okazują się po prostu tak sympatycznymi, ciekawymi i interesującymi osobami, że chęć ich realnego poznania staje się naturalną reakcją, niekoniecznie mającą coś wspólnego z chęcią zaliczenia jej. A nawet jeśli taka myśl wciąż gdzieś nam tam siedzi z tyłu głowy, to przynajmniej nie jest priorytetem.

    "Niestety bywa, że mężczyźni, których poznałam bliżej, stawiają, to poniekąd jako warunek dalszej znajomości"
    Myślę, że to akurat dziwić nie powinno. Ma to związek z tym, co pisałem wyżej - im lepiej się kogoś poznaje w świecie wirtualnym, tym bardziej ma się ochotę przenieść tę znajomość do świata rzeczywistego. Pozostaje pytanie, dlaczego, moim zdaniem może to mieć związek z jakimś (pod)świadomym przeświadczeniem, że znajomość wirtualna nie jest prawdziwą, pełnowymiarową znajomością?

    Kurde, szkoda że trafiłem na tego bloga dopiero teraz, bo temat fajny i mogłaby z niego wyniknąć ciekawa dyskusja, teraz pewnie nikt tu już nie zagląda. Ale gdyby jednak, to pozdrawiam ;)
    Nobody69

    OdpowiedzUsuń