27.06.2016

Dlaczego bardziej liczę się ze zdaniem jednostki?



Minął rok, rok bywania na kamerkach, bawienia się ciałem, swoim, ciałem kogoś, a to wszystko dla przyjemności, w miażdżącej większości własnej.
Ten wpis miał traktować o tym właśnie, chciałam jakoś podsumować, podkreślić coś, wykreślić co innego, ot zwyczajna konkluzja , a tymczasem wykluło się po drodze coś innego.



90% czytających to co próbuję tu opowiedzieć zna mnie i tak z nicka kamerkowego, w zasadzie mogłabym, zamiast żetoniara, zacząć podpisywać się alias (...), nie, jeszcze nie pora, nigdy nie wiadomo kto wpadnie na ten pomysł i wygrzebie w wujku guglu.
Do rzeczy. Jednym z elementów do których nie potrafiłam się przekonać było prowadzenie transmisji z głosem. No nijak nie leżało mi mówienie do ekranu laptopa, bo to jakby rozmawiać samemu z sobą. Na ekranie widzi się własne odbicie i czata, więc zazwyczaj brakowało jeszcze przysłowiowej vodki i pjję do lustra.
Do tego dochodzi element "ciszy". Czat milknie, nikt nic nie pisze, i? Istny koszmar, o czymś opowiadać, improwizować, bo de facto nikt scenariusza nie napisał. Jest przypisana rola, ale nie ma czego recytować, sufler zniknął, choć tak naprawdę nigdy go nie było. Opowiadaj, przecież to Twoja transmisja.
I ostatnia kwestia: głos. Podobno większość osób nie lubi swojego głosu, rozumiem to doskonale, swojego nie cierpię. Tymczasem mam dołożyć go jako coś spójnego z obrazem, walczyć z wadą wymowy, ukrywać dialekt, och... a właśnie jeszcze wspaniale byłoby wzdychać.
Gdy wreszcie po wielu godzinach "prób" na privach (tam słuchała mnie jedna osoba) uznałam, raz kozie śmierć! Dziś włączę głos, dziś będę mówić, nie wiem co zrobię z dłońmi (sugestie: włóż je pomiędzy uda, zamieniałam na wkładanie pod uda), ale może jakoś da radę, najwyżej wyłączę potwierdzając tym samym, że pisanie idzie mi lepiej.

Piątek.
Wdech-wydech, próba mikrofonu, raz raz...
Celowo wyłączyłam privy, wracanie wpół zdania, jak również wychodzenie pozostawiając zadane pytanie bez odpowiedzi nie jest niczym dobrym.
Pierwsza weryfikacja, chyba taka, że wyobrażenie o tym jak mówię, jaką mam barwę głosu jest z goła odmienne od stanu faktycznego. W moim odczuciu "jakoś poszło". Ręce pod udami co by nie machać dłońmi, nie skrobać ramienia, czy nie dotykać włosów zakładając co rusz kosmyk za ucho. Przebrnęłam dzielnie przez momenty ciszy, choć takich było niewiele, dzięki Ci bosze i uznałam, że nigdy więcej transmisji z głosem.

Sobota.
Po przegadaniu godziny z kilkoma znajomymi na tzw ukrytej transmisji (przyp. red.* - camgirl włącza kamerkę natomiast nie upublicznia transmisji, do momentu wykonania zdjęcia, obraz nie widnieje na ogólnym wykazie na stronie głównej portalu, nie ma miniaturki) zostawiłam włączony mikrofon bo łatwiej, i szybciej było mi o czymś opowiedzieć. Zanim bym zdążyła napisać to co miałam do przekazania, lista czatu zawinęłaby się jak prześcieradło na starej maglownicy.
Znów przegadałam "szoł", przy czym w chwili gdy ktoś z czatu zwrócił mi uwagę ile osób mnie w tamtym momencie słuchało, w gardle jakby zaschło, a myśli zaczęły się plątać w głowie.
Od poniedziałku piszę - głośne postanowienie poprawy.

W międzyczasie rozmawiałam z kilkoma znajomymi mi osobami.
- jak wyszło?
Mając pełną świadomość własnych wad i niedociągnięć spodziewałam się... a właściwie chyba niczego się nie spodziewałam. Podobno wyszło ok, podobno głos podobny do (...), podobno nawet fajnie. Spośród kilku opinii wymienionych poza portalem pada jedna negatywna - w gruncie rzeczy było do dupy. Padają zarzuty, że głos nie jest radiowy, że nie było ochów i achów, nie uwodziłam i nie mruczałam jak Pani z sex-telefonu itd.

Dlaczego spośród opinii pozytywnych (czy to w trakcie pokazu, czy po) oparłam się tylko na jednej negatywnej? Dlaczego bardziej liczy się zdanie pojedynczej osoby, od zdania większości?
Czy mnie to ubodło? Nie, ale istotnie zaczęło rzutować na dalszą "rozmowę", i utwierdziło tylko w przekonaniu - pisz, a nie mów.
Gryzłam się przez ładnych kilka dni, przyznam, że nawet dobrze zrobił mi nawał pracy, który skutecznie odciągnął moje myśli od moich małych przedstawień.
O wnioski pytasz?
Są, oczywiście, że są.
Po pierwsze będę mówić gdy mam na to ochotę, a gdy mam chęć na pisanie to będę pisać. Banalne w prostocie.
Po drugie, co się tyczy niezadowolonego "Onego" (zapewne przeczyta), obiecuję więcej nie katować Go dźwiękiem wydobywającym się z mojego gardła, niezależnie od sytuacji w jakiej byśmy mieli się znaleźć, włączając w to głośne i sprośne jęczenie.



*zawsze chciałam napisać przyp. red ;)

5 komentarzy:

  1. a wydawało się, że tu dałem komentarz ....

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że zdanie jednego człowieka aż tak wpływa. Widocznie Jego zdanie ma wielkie znaczenie dla Ciebie :) Cóż, głos masz ciepły, łatwy do podrasowania, możesz pracować w radiu. Więc w pewnym zakresie jest i radiowy:)
    Szkoda, że go już nie ma :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mówisz podrasować :D
    Bardziej warczeć, mruczeć, gruchotać, ściszyć...? Bądź co bądź, czasem coś powiem, ale nie oczekiwałabym każdorazowo mówionej transmisji.

    OdpowiedzUsuń
  4. nie oczekuję :) Ale miło wpadać :) Dziękuję, że spróbowałaś i szkoda, że przestałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Droga moja! Glos masz bardzo zmyslowy! Cieply i nie zmanierowany. Prosze, prosze mow wiecej! I nic nie zmieniaj.

    OdpowiedzUsuń